środa, 25 stycznia 2012

Prolog

Gdyby od początku wiedziała jak to się wszystko skończy, nigdy nie wywołałaby tej lawiny samonapędzających się zdarzeń. Ale było już za późno, i nic, kompletnie nic nie mogła z tym zrobić. Poza jednym- zniknięciem w swoim pokoju, by odciąć się od reszty. Siadła za ogromnym, dębowym biurkiem i zaczęła przeglądać leżące na jej biurku papiery.
Około dwa miesiące temu rozpoczęła tu pracę jako doradca finansowy firmy. Była prze szczęśliwa, ponieważ mało kto mógł od razu po studiach dostać propozycję pracy od tak wielkiej firmy z sukcesami. Przyziemnie marzyła, że może któryś bank się nad nią ulituje i weźmie ją pod swoje skrzydła. Nigdy nie przeszłoby jej przez myśl, że okrutny los, obróci się do niej z uśmiechem.
Owszem, zawsze uczyła się ponad przeciętnie, można nawet rzec, że najlepiej na swoim roku. Kończyła studia z wyróżnieniem, ale nawet to nie było w stanie pomóc jej uwierzyć, że kiedy dostała telefon od nowego szefa, nikt nie robił sobie z niej żartów i to naprawdę była szansa na lepsze życie!
Urodziła się w Warszawie, w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym roku. Mieszkała tam aż do ukończenia liceum, następnie zapisując się na międzynarodową wymianę uczniów i składając papiery w kilku zagranicznych uczelniach. Dostała się do Harvardu i w tempie ekspresowym wyprowadziła się do Nowego Jorku. Skończyła ekonometrię z wyróżnieniem i teraz, mając 27 lat, starała się jakoś wdrożyć w życie wszystko to, czego się nauczyła.
Karolina Grodzka, zmieniła imię i nazwisko na Caroline Grodke, żeby ułatwić amerykanom życie. Nie miała zamiaru wracać do Polski, za to bardzo chętnie zapraszała rodzinę do Nowego Jorku.
- Wyjaśnisz mi co tu się dzieje? - zapytał John, zaglądając do jej gabinetu. Za jego plecami można było dostrzec Sylvię i Evelin, kłócące się w najlepsze z ochroniarzem – Zdaje się, że jesteś tu jedyną, spokojną i niebiorącą w tym wszystkim udziału, osobą.
Gdyby tylko wiedział, kto to rozpętał...
- Zagubione zostały dokumenty dotyczące jednego z naszych klientów – powiedziała – Najwyraźniej reszta, zamiast ich szukać, skacze sobie do gardeł, licytując czyja to wina - dodała z przekąsem, uruchamiając swój komputer.
- Poważnie? - zerknął za siebie, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi – Jak szef wróci... - pokręcił głową – Czyje to dokumenty?
- Niestety, twojego klienta – zawahała się – Shannona Leto.
- Co? - wybałuszył na nią oczy, a ręce wplótł we włosy – Czemu nikt ich nie szuka?
- Mnie to mówisz? Ty tu rządzisz, jak nie ma szefa. Pogoń ich – wskazała głową na drzwi.
Niektórych powinno zdziwić to, że w taki sposób odzywa się do vice dyrektora. Jednak na swoją obronę ma fakt, że polubili się już w pierwszych dniach, bo właściwie to on do niej dzwonił, z informacją, że jej CV zostało pozytywnie rozpatrzone. Cała ta sytuacja z tym telefonem, kiedy usilnie starał się udowodnić jej, że jest tym za kogo się podaje, oraz że jej nie wrabia, jakoś przełamała między nimi pierwsze lody.
Wydawało mu się, że dziewczyna jest zagubiona i nieufna, aż za bardzo, w stosunku do obcych ludzi. I w jego osądzie było wiele prawdy. W końcu Warszawa w porównaniu do Nowego Jorku była niewielką mieściną. Ciężko było jej się tu odnaleźć. Po tylu latach mieszkania w tym mieście, zaczęła się już zadamawiać, ale wciąż brakowało jej wiele, żeby poczuła się w nim, jak w domu.
- Kurde, jak tego nie znajdziemy, to nam łby pourywają – mruknął jeszcze, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
- John! - klepnęła go w rękę, a kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się lekko – Chyba się zawiesiłeś. Leć do nich. Zaraz pomogę wam szukać. Dobrze?
- Dobrze – skinął głową – W razie co, dzwoń – machnął jej komórką przed nosem, posyłając lekki uśmiech. Po chwili usłyszała zza drzwi jego podniesiony głos, natomiast trzy poprzednie momentalnie ucichły.
Nie chcąc podsłuchiwać, Caroline usiadła z powrotem na swoim obrotowym fotelu i wpisała hasło do swojego konta w komputerze. Tylko ona wiedziała, gdzie znajdują się te dokumenty. Gdyby przez przypadek nie uruchomiła tej przeklętej niszczarki...ale kto jej teraz uwierzy, że to nie ona je tam położyła? Musi siedzieć cicho, w końcu dojdą do tego co się stało. Miała tylko nadzieję, że nie obwinią jej za to.

1 komentarz:

  1. Ja już się zakochałam w tym opowiadaniu, o !
    I chce być informowana, o!
    A jakżeby inaczej, o!
    :D

    OdpowiedzUsuń